Polskie poznawanie świata
Liberia końca XIX i początku XX wieku
Liberia końca XIX i początku XX wieku
„Z głęboką wiarą i modlitwą do naszej Królowej Matki Boskiej Częstochowskiej o Jej łaskawa opiekę, - w dniu25 lutego wstąpiłem na ląd afrykański, należący do Rzeczypospolitej Liberyjskiej.
Pierwsze wrażenie: brzegi Liberji, podobnie jak całe wybrzeże zachodniej Afryki, są płaskie. Na tle żółtego piasku żywo odbijają się w głębi gęste lasy. Wysokie pnie otacza bujna, drobniejsza zieleń. Różnego gatunku ljany tworzą fantastyczne festony. Ponad niemi górują wysmukłe palmy. W cieniu drzew spoczywają, rozrzucone, niskie chaty Murzynów.
Wieczorem na wybrzeżu, - ognie, dzika muzyka, tańce!...Widok ten z morza przedstawia się pięknie i tajemniczo. Podróżnik pragnąłby jak najrychlej zapuścić się w pociągającą otchłań przyrody i szukać w niej niezwykłych wrażeń. Nęci go polowanie na różnego rodzaju zwierza i ptactwo. Po wylądowaniu dużo jednak traci się z tych wrażeń wyobraźni...
Lasy przedstawiają gąszcz trudny do przebycia. Wąskie ścieżki, z trudem wydeptane przez krajowców, prowadzą do plantacyj jarzyn lub sąsiednich wiosek. Oprócz drobnego ptactwa, zwierzyna usunęła się całkowicie w głąb kontynentu, daleko od ludzi i ich osiedli.[...]
Statek nasz został natychmiast otoczony przez rój łodzi krajowych, zwanych pirogami. Na pokład wdarło się kilkudziesięciu Murzynów, proponując odrazu pośrednictwo, czy tez kupno bananów i innych owoców. Poubierani byli często śmiesznie, - na biodrach wąska przepaska, a na głowie cylinder. To znów kamizelka i hełm angielski, stanowiły całe ubranie. Każdy miał na szyi puszkę z papierami. Były to rekomendacje, jakie podostawali od kapitanów okrętów lub tez z faktoryj, gdzie poprzednio pracowali[...].
Historia Liberji jest niezbyt dawna. Po zniesieniu niewolnictwa w Ameryce, dziesiątki tysięcy wolnych Murzynów nie wiedziało co z sobą począć. Ówczesny prezydent Stanów, Monroe, postanowił przyjść im z pomocą. Utworzyło się dzięki niemu towarzystwo, mające na celu nabywanie przy pomocy rządu terenów w Afryce i przesiedlanie tam Murzynów- kolonizatorów. Po długich targach i trudnościach zakupiono w 1827 r. od krajowców szeroki pas wybrzeża i ten właśnie pas ziemi nazwano Liberją.[...] Prtzez lat dwadzieścia była Liberja pod protektoratem Ameryki, w 1848 r. jednak została ogłoszona – Rzeczypospolitą. Ameryka, chcąc zapewnić swobodny rozwój nowoutworzonemu państwu –chociaż zrzekła się protektoratu – otaczała kraj opieką.[...].
Kraj cały zamieszkuje kilka odrębnych plemion, żyjących z sobą w ciągłej niezgodzie. Najliczniejszem, rozrzuconem po całem wybrzeżu jest plemię Kru. Jest to jedyny szczep Murzynów, odznaczający się tem, że ludzie jego są mniej leniwi od innych i wynajmują się chętnie do pracy. To też parowce rozwożą ich po całem zachodniem wybrzeżu Afryki. Bez nich handel i plantacje, jak również i wyprawy naukowe byłyby wprost niemożliwe. Inne bowiem plemiona na zachodnim brzegu, jakkolwiek liczne, lecz leniwe o pracy ciężkiej nie chcą nawet słyszeć, a cóż dopiero wynajmować się do niej. Polowania, wojny i handel z Europejczykami, wypełniają całe ich życie.
W wyprawach [Krumani- uzupełnienie ANST] są dobrzy, jako tragarze. Niosą zwykle na głowie pakunki, wagi około 60 funtów[...] Wyróżniają się od innych Murzynów odmiennem tatuowaniem ciała, np. szeroka na palec czarna kresa przez czoło i nos, jest prawie obowiązująca. Wypiłowują też w trójkąty dwa przednie zęby.[...]”
Źródło:
Leopold Janikowski, W dżunglach Afryki. Wspomnienia z polskiej wyprawy afrykańskiej w latach 1882- 1890, Wydawnictwo Ligi Morskiej i Kolonialnej, Warszawa 1936, s. 21-25.
„Ludzie specjalnie dobrze poinformowani opowiadają, że Liberja powstała dzięki opiece Stanów Zjednoczonych. Jest to nieścisłe. Liberją opiekowało się Towarzystwo Filantropijne, do którego należała pokaźna liczba obywateli amerykańskich.
W roku 1803 ludność Haiti ogłosiła niepodległość, w tym samym czasie murzyni w Stanach Zjednoczonych zrewoltowali się po raz pierwszy i zostali sromotnie pobici przez swych białych panów. Towarzystwo Filantropijne, które zajęło się dolą niewolniczych murzynów, zaczęło swa akcję od kupowania czarnych i wysyłania ich początkowo do angielskiej kolonji Sierra Leone, gdzie Anglicy niezbyt chętnie patrzyli na przybyszów.[...] w roku 1822 przewieziono murzynów z Sierra Leone na wyspę, leżącą naprzeciwko dzisiejszej Monrowji, stolicy Liberji. Na wyspie zamieszkało dwudziestu murzynów ze Stanów Zjednoczonych, z żonami i dziećmi.[...] W końcu roku 1822 Towarzystwo Filantropijne przysłało na wyspę dalszą partję wykupionych niewolników. Wyspa jest niewielka i nieurodzajna, życie na niej było trudne dla blisko setki mieszkańców, nieustannie niepokojonych przez plemiona tubylcze [...]. Ludność rdzennie tubylcza rządziła się staremi prawami afrykańskiemi: była wojownicza, podzielona na plemiona, które staczały ze sobą bitwy, brały niewolników, podlegały absolutnej władzy swych szefów i żyły tak, jak w czasach, gdy noga białego człowieka nie stąpała jeszcze po ziemi afrykańskiej.[...] Konflikt między tubylcami a przybyszami był nieunikniony. [...]”
„ Z biegiem czasu spacyfikowano kraj, zostawiając szefom plemion daleko idącą autonomię, którą się cieszą po dziś dzień. Po dziś dzień rozróżnia się w Liberji, obywateli cywilizowanych, pochodzących od osadników amerykańskich i obywateli tubylczych. Według konstytucji mają oni te same, bardzo demokratyczne, prawa, ale jest to teorią. Busz – wnętrze kraju rządzi się staremi prawami afrykańskiemi; podział na szczepy, zachował się w całej pełni, szczepy dzielą się na klany i osady. Szefowie szczepów są kacykami o władzy absolutnej i oni decydują, jak mają głosować „ich ludzie”. A we wschodniej części mieszka szczep Kru, który do dzisiaj nie uznał władzy centralnej. Szef tego szczepu jest w stałej wojnie z rządem centralnym, i swym postępowaniem sprawia, że od czasu do czasu mężowie stanu w Genewie radzą długo i poważnie nad sprawą Liberji, a to, zależnie od okoliczności... nad wybrykami plemienia Kru lub nad gnębieniem przez Liberję tego plemienia.
Źródło:
Janusz Makarczyk, Liberja, Liberyjczyk, Liberyjka, Nakładem Głównej Księgarni Wojskowej, Warszawa 1936, s. 6-8 oraz 12.