Polskie poznawanie świata

Badane kultury

Badane kultury

Pomocnicy w Ogrodzie Botanicznym w Buitenzorgu; w środku na krześle siedzi Paidan – pomocnik M. Raciborskiego. Paidan – jak akuratnie określił go Siedlecki - to dawny ogrodnik, jeden z licznych pomocników w ogrodzie

Marian Raciborski, jak i Michał Siedlecki prowadzili swoje zasadnicze przyrodnicze badania naukowe w tym samym miejscu – w ogrodach botanicznych Buitenzorgu (Bogor), w samym Bogorze oraz w stacji leśnej w Tjibodas. Pierwszy w okresie 1896-1900, a drugi w 1907-1908. Obydwaj badacze zafascynowani byli przyrodą i kulturą malajską, opisywali ją i gromadzili kolekcje etnograficzne, które obecnie znajdują się w zbiorach Muzeum Etnograficznego w Krakowie (część obiektów z kolekcji profesora Siedleckiego zachowała się w zbiorach PME). Marian Raciborski w „Życiu pod równikiem” opisał klimat panujący na Jawie:

Regularnie o godzinie 6 rano, bez względu na porę roku i bez poprzedzającego jak u nas długotrwałego świtu, pojawia się na horyzoncie słońce. Z jego wznoszeniem się rośnie po nieznacznym chłodzie nocnym temperatura i, kto nie użył rannych między 6-tą a 8-smą godzin na przechadzkę, z trudnością będzie mógł jej użyć w godzinach późniejszych. Już około godziny 8 upał tak się wzmaga, a powietrze jest przesycone parą wodną tak jak w łaźni parowej lub szklarni gorącej. U nienawykłego ruch najmniejszy powoduje zmęczenie, lekkie ubranie europejskie ciąży nie do zniesienia; pojmujemy użytek rzęs i brwi, które powstrzymują potoki spływającego z czoła potu.

Znajdziemy tam również piękne opisy przyrody, z podkreśleniem różnorodności flory. Oto jeden z nich: Nagrodzi botanika wycieczka w lesie „mangrowe” długim szeregiem obserwowanych przystosowań… uderzą go gąszcze korzeni, które niby szparagi pionowo rosnące ku górze wysterczają z wody i służą roślinie nie do pobierania pokarmów z ziemi, lecz tlenu do oddechania z powietrza. Uderzą owoce drzew tu rosnących… Jeżeli opuściwszy mangrowe wstąpimy na stały grunt jawańskiej niziny, przeludnionej bardziej aniżeli Belgia, widzimy przed sobą – niezliczone zdawałoby się – leśne kępy. Co kilka kilometrów zagajnik palm i innych olbrzymów drzewnych, szeroki na jaki kilometr, zaś pomiędzy niemi ułożone w tarasy, woda zalane niezliczone pola ryżowe. …Zmierzamy do mniemanego lasu i przekonujemy się, ze jesteśmy właściwie w sadzie, zaś w cieniu drzew i krzewów zupełnie schowane kryją się bambusowe chaty mieszkańców. Przy każdym domku kilka palm kokosowych, palma cukrowa, palmy sagowe, dostarczające liści na pokrycie dachu a mąki we wnętrzu pnia. Nie braknie nigdy olbrzymich bananów o poszarpanych liściach, bambusów drzewiastych, do 20 m wysokich, dostarczających budulca na chaty, materiału na wszelkie sprzęty domowe, naczynia, broń, a nawet służące do otrzymywania ognia, który przez niezbyt silne tarcie trzech kawałków wzniecić w ciągu 1 minuty łatwo. Rosną tu zawsze rozliczne drzewa owocowe, od mangistanu, którego owoce mogłyby być ozdobą monarszego stołu, az do wielkich jak dynia a kolczastych owoców durjanu, co do smaku i zalet których istnieją wśród Europejczyków dwie nieprzejednane partje. …. Wallace, jeden ze zwolenników durjana, pisze o nim: „korzenne masło śmietankowe z silnym zapachem migdałów i jaj, a przytem bukiet woni, które przypominają krem śmietankowy, sos cebulowy, stare sherry i jeszcze coś nieporównanego, a przytem w miękkości tak delikatne…słowem doskonałe, jak żaden z owoców kuli ziemskiej”.

Raciborski natomiast zgodził się z przeciwną opinią co do tego owocu; jego opinia brzmi następująco: jeżeli zmieszamy woń zjełczałego masła, gnijącej cebuli z wonią koziej stajni, to mamy mniej więcej pojęcie o woni, jaką szerzy durjan wokoło.

Raciborski opisuje również w zabawny sposób świat zwierzęcy, uciążliwy dla nowoprzybyłego do tropików przyrodnika, który …spostrzega z przerażeniem krew cieknącą z rąk własnych, nóg i szyi. Na liściach krzewów, zwłaszcza w miejscach wilgotnych siedzą drobniuchne pijaweczki i czekają na zbliżenie się jakiegoś stworzenia. Wyprężają i wyciągają elastycznie swe ciało na kilkakrotną długość pierwotną w kierunku zbliżającego się przyrodnika, czepiają się ubrania, przechodzą wskroś przez pończochy, wędrują niezmiernie szybko ku górze, przyczepiają się wreszcie do ciała i żarłocznie wysysają krew.. Pijaweczka szara, żółta, lub zielona, zrazu jak sznureczek cienka, staje się grubszą od papierosa i odpada, a przy kąpieli wieczornej można ich zebrać całe tuziny.

Ale wyprowadza nas również z ułudy „kwiecistości tropikowego lasu” – przyzwyczajeni w szklarniach naszych widzieć na małej przestrzeni skupione kwiaty roślin tropikowych wspaniałych kształtów i barw, wytwarzamy sobie często fałszywe mniemanie o kwiecistości tropikowego lasu. W przeciwieństwie do niesłuchanej różnorodności barw zachodzącego nad równikiem słońca, jest fizjognomia okolic tropikowych kolorystycznie ubogą. Wszędzie i wszędzie widzimy zieloność.

Z kolei Michał Siedlecki, który na Jawie był przez rok w 1907-1908, w swojej publikacji Jawa. Przyroda i sztuka. Uwagi z podróży, będącej swoistym kompendium o Jawie dokładnie opisuje samo miasto Buitenzorg i Ogród Botaniczny, w którym pracowali:
Sam Buitenzorg, zwany Bogor przez krajowców, to małe miasteczko, liczące około 16 000 Sundanezów i Malajów, ok. 4-5000 Chińczyków, niecałe 1000 Arabów i około 2000 Europejczyków. Całe miasteczko to 3 dzielnice; jedna pełna domków z szerokimi okapami dachów, dużemi werandami balkonami, umieszczonych w obszernych ogrodach – to dzielnica europejska; druga to „kampong tjina” czyli miasto chińskie z uliczkami pełnemi sklepów (toko), zabudowanymi gęsto stojącymi domkami o wygiętych i zdobnych dachach, krytych czerwoną dachówką; wreszcie trzecia to ogromna a podzielona na mniejsze dzielnice wieś malajska, z domkami z plecionki bambusowej, krytymi strzechą z palmowych liści.

Buitenzorg jest siedzibą rządu centralnego Indyj holenderskich i miejscem stałego zamieszkania gubernatora generalnego. Tutaj jest też sławny na cały świat ogród botaniczny, połączony z pracowniami naukowymi, największy instytut tego rodzaju pod zwrotnikami; około niego grupuje się cały sztab badawczy bądź to studiujących naukowe problemy botaniczne, geologiczne i zoologiczne, bądź też zajmujących się botaniką i chemią rolniczą.

… Każda pracownia w ogrodzie botanicznym ma cały sztab służących wyszkolonych i wyuczonych do tych robót, które leżą w zakresie danego instytutu.

Ogród botaniczny w Buitenzorgu może być chlubą Holandii… „Hortus bogoriensis” założony w 1817 roku prze Reinwardta jest kierowany przez Holendrów, od wieków znających kulturę ogrodniczą, a uprawiany przez Malajów, którzy z natury swej wybornie umieją hodować rośliny a mają wrodzony zmysł przyrodniczy – pisał Siedlecki (MS, 91).

Raciborski natomiast pisał po powrocie do kraju, że Buitenzorg na Jawie jest dla rozwoju botaniki „tem, czem jest dla malarzy Rzym lub Paryż, lub dla zoologii Neapol”. Z ogrodem w Buitenzorgu są związane ściśle dwa inne ogrody, w których również pracowali nasi przyrodnicy: rolniczo-doświadczalny ogród w Tjikeumeuh, oraz stacja i ogród górski w Tjibodas, połączony z dużym obszarem lasu dziewiczego, zajmującego stoki wulkanów Gedeh i Pangrango.

Zgodnie z art. 173 ustawy Prawa Telekomunikacyjnego informujemy, że kontynuując przeglądanie tej strony wyrażasz zgodę na zapisywanie na Twoim komputerze tzw. plików cookies. Ciasteczka pozwalają nam na gromadzenie informacji dotyczących statystyk oglądalności strony. Jeżeli nie wyrażasz zgody na zapisywanie ich zmień ustawienia swojej przeglądarki internetowej.